Magazyn Muzyczny Heart and Soul: Tworzycie muzykę od 2009 roku, Wasza twórczość została poddana już chyba wszelkim możliwym próbom klasyfikacji. Krytycy doszukują się podobieństw do wielu twórców, których z premedytacją nie wymienię. W 2023 wydaliście nowy, dwupłytowy album. Możecie powiedzieć, gdzie teraz jesteście, czy w ogóle jest możliwe zdefiniowanie muzycznej przestrzeni, w której się poruszacie?

 

Michał „Neithan” Kiełbasa: To co słychać na Leaving a Dream to mniej więcej dokładnie to co robimy z Whalesong od kilku już lat. Wszystkie nowe kompozycje, które wykonujemy na żywo, a które jeszcze nie zostały wydane - stylistycznie zazębiają się ze stylistyką tej nowej płyty. W przeszłości bywało z tym różnie - zwłaszcza przy premierze naszego debiutu Disorder - na żywo wykonywaliśmy wówczas już Believe Us z najnowszej płyty etc.etc. Następnie nasz drugi materiał - Radiance of a Thousand Suns także był stosunkowo cięższy niż to co wykonywaliśmy wówczas na żywo, ale mocno już się zazębiał z tym co prezentowaliśmy na żywo ( grając jeszcze więcej utworów z Leaving a Dream ). W tej chwili w końcu jesteśmy w punkcie gdzie płyta przedstawia dokładnie to co robimy i będziemy robić - na co najmniej kolejnych dwóch płytach i czym ogółem jest ten zespół. Czwarty materiał jest już nagrany w powiedzmy 20%, a kolejny powoli sobie komponuję od kilku miesięcy. Zapytałeś o definicję przestrzeni, w której się poruszamy. Nie będę ukrywał, że ciężko mi to określić. Moglibyśmy powiedzieć, że gramy 'drone rock'? Miałoby to sens jako, że nasze utwory często opierają się w tle na dużej ilości drone'ów. Noise rock miałby też sens. Jednakże i tak pominiemy w tym przypadku kompletnie te wszystkie zakręty jazzowe/ambientowe (i wiele wiele innych), które grają kluczową rolę w tym co gramy. Najprościej mi po prostu powiedzieć, iż gramy muzykę.

H&S: Wasza twórczość to wypadkowa różnych muzycznych i artystycznych pomysłów? A może ktoś z Was wszystkim kieruje, wyznacza kurs, nadaje rytm, jest szefem i mózgiem Whalesong?

 

MK: Ja jestem osobą odpowiadającą za kierunek tego zespołu i tego co robimy, poniekąd dyryguję innymi, co widać z resztą też dosłownie na koncertach. W momencie, gdy pojawia się jakaś forma improwizacji lub wolnej przestrzeni - przedstawiam innym kierunek w jakim bym chciał by się kierowali, jakieś luźne wytyczne.

 

H&S: W lipcu ukazał się Wasz najnowszy, dwupłytowy album Leaving A Dream, zawierający ponad 120 minut muzyki, skąd pomysł żeby tworzyć tak obszerne, monumentalne dzieła?

 

MK: Nie ma tu szczerze mówiąc zbyt wiele myślenia, stawiam osobiście przede wszystkim na emocje. Jeśli chodzi od długość - zaczęło się od naszej drugiej płyty - Radiance of a Thousand Suns, która dość naturalnie się rozrosła do 105 minut, głównie przez tytułowy 47-minutowy utwór. Wówczas obawiałem się trochę tej długości, jednakże stwierdziłem, że tak musi być i koniec kropka. Finalnie ludzie ciepło przyjęli ten album co mnie uspokoiło na przyszłość. Jeśli chodzi o Leaving a Dream - od początku wiedziałem, że będzie to dwupłytowe wydawnictwo, nie spodziewałem się jednak, że dojdziemy do blisko 129 minut. Jednakże nie widział mi się kompletnie pomysł rozbicia tego albumu na dwa różne wydawnictwa, popsułoby to cały koncept. Muzyka wychodzi naturalnie, ja jej tylko trochę pomagam się zmaterializować. Niektóre motywy jeśli byłyby skrócone o połowę - nie miałyby wówczas odpowiedniego wydźwięku. Wszystko musi w swoim tempie się odpowiednio dynamicznie rozrosnąć i rozbudować. W momencie, gdy gram jakiś motyw czuję mniej więcej jakiej długości powinien on być i w tym kierunku wówczas idę. Stawiam na emocje, miast na matematykę i mityczne wymyślanie jaka długość jest idealna. Poza tym chcę by muzyka Whalesong była na swój sposób przytłaczająca. Niektóre motywy na żywo bywają czasem jeszcze dłuższe.

Magazyn Muzyczny Heart and Soul: Tworzycie muzykę od 2009 roku, Wasza twórczość została poddana już chyba wszelkim możliwym próbom klasyfikacji. Krytycy doszukują się podobieństw do wielu twórców, których z premedytacją nie wymienię. W 2023 wydaliście nowy, dwupłytowy album. Możecie powiedzieć, gdzie teraz jesteście, czy w ogóle jest możliwe zdefiniowanie muzycznej przestrzeni, w której się poruszacie?

 

Michał „Neithan” Kiełbasa: To co słychać na Leaving a Dream to mniej więcej dokładnie to co robimy z Whalesong od kilku już lat. Wszystkie nowe kompozycje, które wykonujemy na żywo, a które jeszcze nie zostały wydane - stylistycznie zazębiają się ze stylistyką tej nowej płyty. W przeszłości bywało z tym różnie - zwłaszcza przy premierze naszego debiutu Disorder - na żywo wykonywaliśmy wówczas już Believe Us z najnowszej płyty etc.etc. Następnie nasz drugi materiał - Radiance of a Thousand Suns także był stosunkowo cięższy niż to co wykonywaliśmy wówczas na żywo, ale mocno już się zazębiał z tym co prezentowaliśmy na żywo ( grając jeszcze więcej utworów z Leaving a Dream ). W tej chwili w końcu jesteśmy w punkcie gdzie płyta przedstawia dokładnie to co robimy i będziemy robić - na co najmniej kolejnych dwóch płytach i czym ogółem jest ten zespół. Czwarty materiał jest już nagrany w powiedzmy 20%, a kolejny powoli sobie komponuję od kilku miesięcy. Zapytałeś o definicję przestrzeni, w której się poruszamy. Nie będę ukrywał, że ciężko mi to określić. Moglibyśmy powiedzieć, że gramy 'drone rock'? Miałoby to sens jako, że nasze utwory często opierają się w tle na dużej ilości drone'ów. Noise rock miałby też sens. Jednakże i tak pominiemy w tym przypadku kompletnie te wszystkie zakręty jazzowe/ambientowe (i wiele wiele innych), które grają kluczową rolę w tym co gramy. Najprościej mi po prostu powiedzieć, iż gramy muzykę.

KLIKNIJ aby przeczytać recenzję płyty Leaving a Dream.

Magazyn Muzyczny Heart & Soul

Postaw mi kawę na buycoffee.to

  ( 26.09.2023 )

Magazyn Muzyczny Heart and Soul: Tworzycie muzykę od 2009 roku, Wasza twórczość została poddana już chyba wszelkim możliwym próbom klasyfikacji. Krytycy doszukują się podobieństw do wielu twórców, których z premedytacją nie wymienię. W 2023 wydaliście nowy, dwupłytowy album. Możecie powiedzieć, gdzie teraz jesteście, czy w ogóle jest możliwe zdefiniowanie muzycznej przestrzeni, w której się poruszacie?

 

Michał „Neithan” Kiełbasa: To co słychać na Leaving a Dream to mniej więcej dokładnie to co robimy z Whalesong od kilku już lat. Wszystkie nowe kompozycje, które wykonujemy na żywo, a które jeszcze nie zostały wydane - stylistycznie zazębiają się ze stylistyką tej nowej płyty. W przeszłości bywało z tym różnie - zwłaszcza przy premierze naszego debiutu Disorder - na żywo wykonywaliśmy wówczas już Believe Us z najnowszej płyty etc.etc. Następnie nasz drugi materiał - Radiance of a Thousand Suns także był stosunkowo cięższy niż to co wykonywaliśmy wówczas na żywo, ale mocno już się zazębiał z tym co prezentowaliśmy na żywo ( grając jeszcze więcej utworów z Leaving a Dream ). W tej chwili w końcu jesteśmy w punkcie gdzie płyta przedstawia dokładnie to co robimy i będziemy robić - na co najmniej kolejnych dwóch płytach i czym ogółem jest ten zespół. Czwarty materiał jest już nagrany w powiedzmy 20%, a kolejny powoli sobie komponuję od kilku miesięcy. Zapytałeś o definicję przestrzeni, w której się poruszamy. Nie będę ukrywał, że ciężko mi to określić. Moglibyśmy powiedzieć, że gramy 'drone rock'? Miałoby to sens jako, że nasze utwory często opierają się w tle na dużej ilości drone'ów. Noise rock miałby też sens. Jednakże i tak pominiemy w tym przypadku kompletnie te wszystkie zakręty jazzowe/ambientowe (i wiele wiele innych), które grają kluczową rolę w tym co gramy. Najprościej mi po prostu powiedzieć, iż gramy muzykę.

H&S: Wasza twórczość to wypadkowa różnych muzycznych i artystycznych pomysłów? A może ktoś z Was wszystkim kieruje, wyznacza kurs, nadaje rytm, jest szefem i mózgiem Whalesong?

 

MK: Ja jestem osobą odpowiadającą za kierunek tego zespołu i tego co robimy, poniekąd dyryguję innymi, co widać z resztą też dosłownie na koncertach. W momencie, gdy pojawia się jakaś forma improwizacji lub wolnej przestrzeni - przedstawiam innym kierunek w jakim bym chciał by się kierowali, jakieś luźne wytyczne.

 

H&S: W lipcu ukazał się Wasz najnowszy, dwupłytowy album Leaving A Dream, zawierający ponad 120 minut muzyki, skąd pomysł żeby tworzyć tak obszerne, monumentalne dzieła?

 

MK: Nie ma tu szczerze mówiąc zbyt wiele myślenia, stawiam osobiście przede wszystkim na emocje. Jeśli chodzi od długość - zaczęło się od naszej drugiej płyty - Radiance of a Thousand Suns, która dość naturalnie się rozrosła do 105 minut, głównie przez tytułowy 47-minutowy utwór. Wówczas obawiałem się trochę tej długości, jednakże stwierdziłem, że tak musi być i koniec kropka. Finalnie ludzie ciepło przyjęli ten album co mnie uspokoiło na przyszłość. Jeśli chodzi o Leaving a Dream - od początku wiedziałem, że będzie to dwupłytowe wydawnictwo, nie spodziewałem się jednak, że dojdziemy do blisko 129 minut. Jednakże nie widział mi się kompletnie pomysł rozbicia tego albumu na dwa różne wydawnictwa, popsułoby to cały koncept. Muzyka wychodzi naturalnie, ja jej tylko trochę pomagam się zmaterializować. Niektóre motywy jeśli byłyby skrócone o połowę - nie miałyby wówczas odpowiedniego wydźwięku. Wszystko musi w swoim tempie się odpowiednio dynamicznie rozrosnąć i rozbudować. W momencie, gdy gram jakiś motyw czuję mniej więcej jakiej długości powinien on być i w tym kierunku wówczas idę. Stawiam na emocje, miast na matematykę i mityczne wymyślanie jaka długość jest idealna. Poza tym chcę by muzyka Whalesong była na swój sposób przytłaczająca. Niektóre motywy na żywo bywają czasem jeszcze dłuższe.

Kompozytor, wokalista, autor tekstów, realizator dźwięku i lider zespołu WHALESONG - Michał "Neithan" Kiełbasa o twórczości zespołu i najnowszej płycie Leaving a Dream.

H&S: Wasza muzyka mieści w sobie pokaźną porcję mroku i tajemniczości, z nieoczywistymi dźwiękami doskonale współgrają teksty. Co powstaje pierwsze, czy tekst uzupełnia muzykę, czy muzyka jest dopełnieniem tekstu?

 

MK: W 99% powstaje pierw muzyka, teksty są jej dopełnieniem, aczkolwiek często piszę je niezależnie od dźwięku i dopiero później dopasowuję do poszczególnych kompozycji.

 

H&S: Nie po raz pierwszy zaprosiliście do współpracy przy tworzeniu nowego materiału wielu znakomitych muzyków. Ja silnie wpłynęła ich obecność na całokształt albumu. Pozostawiliście zaproszonym artystom dużą swobodę, by mogli realizować własne pomysły?

 

MK: Większość gości miała w pełni wolną rękę - ewentualnie nakreślone pomysły w jakim kierunku bym chciał by poszli. Już przy ich wyborze i zapraszaniu znając ich style wiedziałem czego plus minus się spodziewać. Mimo to i tak mnie bardzo zaskoczyli. Ich wpływ na tą płytę jest ogromny, nieraz te partie zmieniały kompletnie wydźwięk danego utworu i kierowały go w zupełnie nowym kierunku.

 

H&S: W nagraniach studyjnych wykorzystujecie obszerne, również niekonwencjonalne instrumentarium, nie brakuje Wam tego na scenie? Chcielibyście w przyszłości wystąpić w rozbudowanym składzie?

 

MK: Dużo z tych instrumentów posiadamy, stąd docelowo tak. Najoptymalniej myślę by było gdybyśmy grali w powiedzmy 5-6 osobowym składzie. Wówczas moglibyśmy ich używać przez cały set. Na chwilę obecną w miarę możliwości występujemy w składzie czteroosobowym. Zaledwie kilka dni temu wystąpiliśmy na festiwalu Summer Dying Loud, gdzie udało nam się przygotować właśnie rozszerzone instrumentarium - gong, wibrafon, piły tarczowe, lapsteel i piano.

 

H&S: Z informacji zamieszczonych na płycie dowiadujemy się, że większość kompozycji powstała przez 2020 rokiem, płyta ukazała się w 2023, czy w międzyczasie powstał już jakiś nowy materiał, czy też pomysł na kolejne wydawnictwo?

 

MK: Tak, cała czwarta płyta jest już skomponowana, zarejestrowaliśmy na nią perkusję blisko rok temu, a obecnie nagrałem gitary rytmiczne. Wiele z utworów gramy już na żywo, w ostatnich 3 latach myślę, że ograliśmy live chyba 5 utworów z kolejnej płyty. Powoli też komponuję utwory na 5 album, które też prędzej czy później pojawią się w naszej koncertowej setliście.

 

H&S: Wycinek materiału z ostatniej płyty zaprezentowaliście podczas tegorocznej edycji Castle Party w Bolkowie, jak Waszą obecną twórczość odebrała festiwalowa publiczność?

 

MK: Przyjęcie na Castle Party było bardzo pozytywne. Ogółem bardzo dobrze wspominam ten koncert. Setlistę zdominowały 4 nowe kompozycje, ponadto zagraliśmy We Are Free oraz kompletnie przearanżowaną wersję Forgive, która niewiele ma już wspólnego z wersją studyjną. Jednakże więcej utworów z nowego albumu zagraliśmy na Summer Dying Loud, zwłaszcza, że był to nasz pierwszy koncert z Elise Aranguren. Jak to zwykle u nas wszystkie utwory były zagrane w dość mocno zmodyfikowanych aranżacjach.

 

H&S: Czy możecie zdradzić fanom Wasze koncertowe plany?

 

MK: Wstępnie planujemy 3 koncerty w Polsce w grudniu, planujemy też pograć więcej koncertów w 2024. Jesteśmy mocno chimeryczni i adaptowalni - możemy grać od zwykłych koncertów po specjalne sety - ambientowe/drone'owe/improwizowane/jazzowe. Ten zespół ma wiele twarzy i możliwości.

 

H&S: Na koniec banalne pytanie, od którego często rozpoczynają się wywiady, dlaczego Pieśń Wielorybów? Czujecie silną więź z naturą, opisujecie ją swoja muzyką, jednocześnie dostrzegając, jak my ludzie jesteśmy mali wobec jej siły?

 

MK: Nazwa wzięła się od artykułu, który przeczytałem mając naście lat - była tam wzmianka, iż wieloryby nigdy nie śpiewają dwukrotnie tak samo. Od początku wiedziałem, że z tym zespołem nie chcę stać w miejscu tylko ewoluować i się zmieniać. Uznałem wówczas, że idealnie będzie to pasowało do tej grupy. Ponadto nazwa ta kojarzy się też z czymś ogromnym, majestatycznym, monumentalnym, chciałbym by nasza muzyka też taka była.

 

Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy sukcesów, kolejnych równie udanych albumów i koncertów.

H&S: Wasza muzyka mieści w sobie pokaźną porcję mroku i tajemniczości, z nieoczywistymi dźwiękami doskonale współgrają teksty. Co powstaje pierwsze, czy tekst uzupełnia muzykę, czy muzyka jest dopełnieniem tekstu?

 

MK: W 99% powstaje pierw muzyka, teksty są jej dopełnieniem, aczkolwiek często piszę je niezależnie od dźwięku i dopiero później dopasowuję do poszczególnych kompozycji.

 

H&S: Nie po raz pierwszy zaprosiliście do współpracy przy tworzeniu nowego materiału wielu znakomitych muzyków. Ja silnie wpłynęła ich obecność na całokształt albumu. Pozostawiliście zaproszonym artystom dużą swobodę, by mogli realizować własne pomysły?

 

MK: Większość gości miała w pełni wolną rękę - ewentualnie nakreślone pomysły w jakim kierunku bym chciał by poszli. Już przy ich wyborze i zapraszaniu znając ich style wiedziałem czego plus minus się spodziewać. Mimo to i tak mnie bardzo zaskoczyli. Ich wpływ na tą płytę jest ogromny, nieraz te partie zmieniały kompletnie wydźwięk danego utworu i kierowały go w zupełnie nowym kierunku.

 

H&S: W nagraniach studyjnych wykorzystujecie obszerne, również niekonwencjonalne instrumentarium, nie brakuje Wam tego na scenie? Chcielibyście w przyszłości wystąpić w rozbudowanym składzie?

 

MK: Dużo z tych instrumentów posiadamy, stąd docelowo tak. Najoptymalniej myślę by było gdybyśmy grali w powiedzmy 5-6 osobowym składzie. Wówczas moglibyśmy ich używać przez cały set. Na chwilę obecną w miarę możliwości występujemy w składzie czteroosobowym. Zaledwie kilka dni temu wystąpiliśmy na festiwalu Summer Dying Loud, gdzie udało nam się przygotować właśnie rozszerzone instrumentarium - gong, wibrafon, piły tarczowe, lapsteel i piano.

 

H&S: Z informacji zamieszczonych na płycie dowiadujemy się, że większość kompozycji powstała przez 2020 rokiem, płyta ukazała się w 2023, czy w międzyczasie powstał już jakiś nowy materiał, czy też pomysł na kolejne wydawnictwo?

 

MK: Tak, cała czwarta płyta jest już skomponowana, zarejestrowaliśmy na nią perkusję blisko rok temu, a obecnie nagrałem gitary rytmiczne. Wiele z utworów gramy już na żywo, w ostatnich 3 latach myślę, że ograliśmy live chyba 5 utworów z kolejnej płyty. Powoli też komponuję utwory na 5 album, które też prędzej czy później pojawią się w naszej koncertowej setliście.

 

H&S: Wycinek materiału z ostatniej płyty zaprezentowaliście podczas tegorocznej edycji Castle Party w Bolkowie, jak Waszą obecną twórczość odebrała festiwalowa publiczność?

 

MK: Przyjęcie na Castle Party było bardzo pozytywne. Ogółem bardzo dobrze wspominam ten koncert. Setlistę zdominowały 4 nowe kompozycje, ponadto zagraliśmy We Are Free oraz kompletnie przearanżowaną wersję Forgive, która niewiele ma już wspólnego z wersją studyjną. Jednakże więcej utworów z nowego albumu zagraliśmy na Summer Dying Loud, zwłaszcza, że był to nasz pierwszy koncert z Elise Aranguren. Jak to zwykle u nas wszystkie utwory były zagrane w dość mocno zmodyfikowanych aranżacjach.

 

H&S: Czy możecie zdradzić fanom Wasze koncertowe plany?

 

MK: Wstępnie planujemy 3 koncerty w Polsce w grudniu, planujemy też pograć więcej koncertów w 2024. Jesteśmy mocno chimeryczni i adaptowalni - możemy grać od zwykłych koncertów po specjalne sety - ambientowe/drone'owe/improwizowane/jazzowe. Ten zespół ma wiele twarzy i możliwości.

 

H&S: Na koniec banalne pytanie, od którego często rozpoczynają się wywiady, dlaczego Pieśń Wielorybów? Czujecie silną więź z naturą, opisujecie ją swoja muzyką, jednocześnie dostrzegając, jak my ludzie jesteśmy mali wobec jej siły?

 

MK: Nazwa wzięła się od artykułu, który przeczytałem mając naście lat - była tam wzmianka, iż wieloryby nigdy nie śpiewają dwukrotnie tak samo. Od początku wiedziałem, że z tym zespołem nie chcę stać w miejscu tylko ewoluować i się zmieniać. Uznałem wówczas, że idealnie będzie to pasowało do tej grupy. Ponadto nazwa ta kojarzy się też z czymś ogromnym, majestatycznym, monumentalnym, chciałbym by nasza muzyka też taka była.

 

Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy sukcesów, kolejnych równie udanych albumów i koncertów.