„Naprzeciw nocy, naprzeciw nicości” – wywiad z poetą,
wokalistą, perkusistą i autorem tekstów zespołu Baza Ludzi Żywych,
Łukaszem Jaroszem.
Karina Hajduk: Zacznijmy od okładki najnowszej płyty Bazy, jest bardzo wyrazista, sugestywna.
Łukasz Jarosz: Okładki i moich książek poetyckich i zespołów, w których grałem i gram zawsze są dla mnie bardzo ważne. One już od pierwszego spojrzenia mają coś sugerować, coś podpowiadać, ustawiać odbiór, lecz także dawać możliwość wielu interpretacji. Przywiązuję bardzo dużą wagę do tego, jak płyta, książka jest Odbiorcy podana. To ma być cenne artystycznie, ale również estetycznie – jako przedmiot, który mnożna komuś sprezentować.
Wracając do okładki nowego albumu Bazy – jak na pierwszej płycie pewnym, oczywiście symbolicznym, motywem był ogień, na drugiej woda, tak na trzecim albumie tym motywem jest przestrzeń, powietrze, niebo, a co się za tym kryje wszechświat, nieskończoność, nicość. Samotny człowiek stojący na tle rozgwieżdżonego nieba staje się symbolem, metaforą ludzkiej egzystencji. Jego wyciągnięte ramiona znakiem nieustannego sięgania po sens, zrozumienie siebie, swojej roli i ścieżki na ziemi, zrozumienie swojej małości, kruchości. Tego, jak jest się nieznaczącym, znikomym wobec ogromu kosmosu. Myślę, że warto niekiedy tak spojrzeć wieczorem czy w nocy w niebo – można wtedy zrozumieć swoją znikomość. Uświadamiając sobie, jak jest się małym, można się przerazić, lecz można również odnaleźć spokój, czyli szczęście.
Nowy album jest dwupłytowy, to jakieś celowe zamierzenie, koncept album jak na przykład „The Wall”?
Nie planowaliśmy nagrywania dwupłytowego albumu, po prostu uzbierało się tyle kompozycji. Nawet nie wiedziałem, że wyjdzie z tego prawie sto minut muzyki. Wiem, że w dzisiejszych czasach to pomysł totalnie nieatrakcyjny i z góry skazany na porażkę, wszak artyści nagrywają teraz albumy, które nie przekraczają czterdziestu minut. Jednak nie przejmuję się tym, mając nadzieję, że znajdzie się choć kilka osób, które sięgną po tą muzykę i będą mieć na tyle cierpliwości i wytrwałości, że dociągną do końca. A jeśli chodzi o to, czy jest to koncept album? Myślę, że nie, choć przewijają się na nim motywy, toposy, które mogą to sugerować. Motyw samotności, próby zrozumienia siebie w świecie natury, relacje z przyrodą, wiarą, nicością. Pojawiają się również poszukiwania samego siebie, próby umiejscowienia siebie w historii, przemijającym czasie. Powroty do dzieciństwa, miłość, śmierć oraz oczywiście odwieczne poszukiwanie sensu istnienia. Brzmi to może patetycznie, ale przecież właśnie tylko „patetyczne” problemy zajmują głowy artystów od setek lat.
Niebo – świat zewnętrzny wnika w życie człowieka – świat wewnętrzny.
Wyobcowanie człowieka, jego relacje ze społeczeństwem, prawami natury, przyrodą – to mnie często zajmuje. Świat wewnętrzny, pielęgnowanie prywatności, intymności, mając świadomość, jak jest się nieznaczącym wobec ogromu świata zewnętrznego. Wobec przemijania i śmierci. Jednak ten tragizm ludzkiego losu jest rozświetlany czasem, mam nadzieję, blaskiem gwiazd. Odblaskiem miłości do życia, jak w utworze „Gwiazda”.
Piękny utwór z pięknym metaforycznym tekstem...
Dzięki. Staram się używać zmetaforyzowanego języka, niekiedy z wieloma elementami symbolicznymi. Mam nadzieję, że dzięki temu utwór staje się w jakimś tam stopniu uniwersalny, każdy może odczytywać go na swój sposób.
Mimo że utwory, jak wcześniej wspomniałem, łączy pewien wspólny rys, poruszają wiele tematów – śmierć, miłość, dzieciństwo, pojawiają się również wątki bardziej społeczne czy społeczno-polityczne jak w utworze „Destynacja”, czy „Faeton”.
„Destynacja” to buntowniczy utwór o punkowej proweniencji. Odbiega on znacznie od innych utworów na albumie.
Uważam, że album jest dosyć zróżnicowany i tak naprawdę nigdy nie dało się jasno określić, co gra Baza Ludzi Żywych. Mam nadzieję, że na nowej płycie nie jest monotonnie. A „Destynacja”? To kompozycja o trudności porozumiewania się we współczesnym świecie, o zaniku relacji międzyludzkich, przyzwoitości, człowieczych odruchów, poczucia wstydu. Wystarczyło na kilka lat dać ludziom smartfony i wiele ludzkich odruchów wygasło. Oczywiście nie u wszystkich, ale to jak porozumiewają się między sobą w internecie ludzie, politycy, moi Rodacy często jest przygnębiające. Dodatkowo dochodzi do tego podatność społeczeństw na manipulację, propagandę. Lenistwo intelektualne ludzi. Jeżeli Polacy tak mało czytają książek, jak podają badania, to wątpię, że będą chcieli sprawdzić w ogóle, czy coś, co widzą na ekranach jest prawdą, skonfrontować to i przeanalizować. Wykorzystują to cyniczni politycy, populiści czekający na poklask, mówiący do ludzi prostym, często agresywnym językiem. Bo prosty, łopatologiczny przekaz, nieskompilowana mowa jest cechą wszelkich populizmów.
Na takie manipulacje podatni są również ludzie starsi, którzy paradoksalnie powinni jakąś wiedzę o świecie mieć. Dojrzewali w świecie przedinternetowym, dlatego, teraz gdy ten internet mają, można im dużo wmówić. Tym bardziej, że sztuczna inteligencja radzi sobie coraz lepiej, produkuje fejkowe filmiki, rolki, zdjęcia. Wydawałoby się, że skoro człowiek ma większy dostęp do informacji, to będzie mądrzejszy, chyba jednak tak się nie dzieje; mnożą się teorie spiskowe, a współcześni uzdrowiciele bez kompetencji i wykształcenia stają się autorytetami, bo teraz każdy może być teraz specjalistą i ekspertem w dowolnej dziedzinie... Wracając do muzyki – „Destynacja” to taka diagnoza, może ostrzeżenie...
Wspomniałeś również wcześniej o utworze „Faeton”. To najdłuższa kompozycja na albumie.
Ten utwór to po części nawiązanie do greckiego mitu o Faetonie, synu Heliosa. Faeton prosi Heliosa, by ten pozwolił mu powozić rydwanem. Niedoświadczony Faeton, gdy się wzbija w niebo, traci panowanie nad rydwanem i o mało nie niszczy ziemi, musi dopiero interweniować Zeus, strącając zuchwalca piorunem.
Myślę, że to po części metafora dzisiejszej ludzkości. Czy uda jej się opanować moce, siły, które stworzyła? Czy będzie mieć nad tym kontrolę? Do czego doprowadzi człowieczeństwa sztuczna inteligencja, internet? Co z odradzającymi się, niestety, demonami przeszłości, jak nacjonalizm, faszyzm, autorytaryzm? Historia pokazuje, że nazizm do niczego dobrego nie prowadzi, jednak narody brunatnieją... Zawiązują się sojusze silnych wobec słabych, dominujące grupy społeczne, narodowe, religijne szukają wrogów wśród mniejszości – mogą być to kobiety, mniejszości etniczne lub religijne, ruchy feministyczne, imigranci, osoby nieheteronormatywne, ateiści, ogólnie wszyscy, którzy myślą i czują inaczej. Dodatkowo wszystko podlane wspomnianym populistycznym sosem, propagandową breją, manipulacją. O tym wszystkim mówi utwór „Faeton” – monotonny, toporny rytm i mantrowa wieloznaczna spowiedź człowieka rozczarowanego drugim człowiekiem.
Przez kompozycję przewijają się odgłosy burzy, których użyłem, nawiązując trochę do końcowej sceny pierwszej części filmu „Terminator”. Sarah Connor odjeżdża ze stacji benzynowej, znad gór nadciąga burza. Nie zwiastuje niczego dobrego... Myśląc o tej scenie, stworzyłem środkową część, gdzie oprócz grzmotów pobrzmiewa głos współczesnego troglodyty, który nie myśli, patrzy w telefon. Nad nim, nad jego jaskinią, pustynią, górami unosi się nieskalany cywilizacją głos szamana, który próbuje zaklinać i odpędzić nadchodzące zło. Czy mu się uda, czas pokaże...
„Faeton” to dla mnie bardzo ważna kompozycja, pewien rodzaju manifest.
Jak powstawały utwory na trzeci album Bazy Ludzi Żywych? Może powiesz teraz coś o sposobach komponowania?
Często coś wykluwało się podczas improwizacji, ktoś z zespołu zaczynał stroić sobie instrument, zaczynał grać i bezwiednie dołączali do tego kolejni muzycy, a ja zaczynałem nucić, szukając melodii. Na podstawie tego pisałem słowa i coś się z tegoż wykluwało. Było też tak, że Maciek, Kuba lub Antek mieli jakieś pomysły, riffy i na kanwie ich układaliśmy cały utwór. Czasem był jeden riff i trzeba było, wykorzystując go, skomponować cały utwór. Raz szło to bardzo gładko, raz gorzej i jest kilka niedokończonych, ale nagranych kompozycji, które może kiedyś się wykorzysta.
Niekiedy i ja miałem jakiś pomysł, jakąś melodię, którą nuciłem i chłopaki układali do niej chwyty. Łatwość komponowania na pewno umożliwiała, według mnie, pewnego rodzaju chemia, która powstawała między mną a Maćkiem. Większość muzyki na nasze dotychczasowe trzy płyty skomponowaliśmy we dwóch. Według mnie to bardzo utalentowany, sprawny i otwarty gitarzysta. Ma dużą swobodę, energię w graniu, dodatkowo nie jest sztampowy i nie ogranicza się do jednego gatunku. Podczas pracy nad albumem Maćka celnie uzupełniał Kuba, czasem na klawiszach czy gitarze Antek i Asia i tak rodził się zróżnicowany konglomerat, który, mam nadzieję, powoduje, że płyta jest zróżnicowana, różnorodna i cechuje się urozmaiconym pod względem muzycznym klimatem.
Płyta oprócz tego, że jest pięknie wydana, to też wzorowo wyprodukowana. Kto czuwał nad etapem produkcji?
To już druga płyta Bazy, którą produkowałem z Miłoszem Kieresem, robiliśmy co się da, by płyta zabrzmiała dobrze. Może to się udało. Miłosz zagrał na niej również w kilku utworach na klawiszach, saksofonie, skrzypcach. Gra teraz ze mną w moim drugim zespole, Lesers Bend. Planujemy wraz z Radkiem Ozgą nagrać razem kolejną płytę Lesers Bend.
W muzyce Bazy Ludzi Żywych, wydaje się, ważną rolę odgrywają różne odgłosy, czy to wspomniana wyżej burza, czy wiatr, morze, szum deszczu.
Tak, cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę. Od początku, od pierwszej płyty te intra, outra i inne były ważne dla specyfiki zespołu. Już pierwsza płyta zaczyna się rzeczywistym śpiewem organisty podczas pogrzebu mojego wujka, na płytach pojawiają się świerszcze nagrane w mojej rodzinnej wsi, wiatr, deszcz. Chciałbym, żeby muzyka Bazy zbliżała się choć trochę do muzyki ilustracyjnej, czy po prostu działała na wyobraźnię. W utworze „Pociąg”, który rozpoczyna drugą płytę słychać odgłosy kultowego pociągu EN57, którym często podróżowałem, kończący drugą płytę „Fen” zaczyna i kończy się wiatrem.
Trzeci album również zawiera trochę ciekawostek – są to odgłosy z polany, obok której mam domek letniskowy, szelesty czy pomruki zwierząt leśnych z głębi lasu. Natomiast płytę rozpoczynają wieczorne odgłosy jeziora Serwy, nad którym co roku jestem: rechot żab, śpiew ptaków o zmierzchu i oczywiście trzaski i syki przyjeziornego ogniska. Nad nim nieskończone gwiezdne niebo i otchłań. W ostatnim utworze „Powrót” pojawia się na końcu wiatr znad wzgórz. Tych odgłosów jest jeszcze więcej, uważny słuchacz coś jeszcze znajdzie; mam nadzieję, że uzupełniają one jakoś wymowę całego albumu.
Praktycznie na każdym albumie Bazy Ludzi Żywych pojawia się jakiś cover. Na pierwszym był to „Król Danii” Johna Granta z Twoimi słowami, na drugim „Kochane ręce” zespołu 52UM. Był też utwór Boba Marleya „Redemption Song”. Teraz mamy „Govindę” Kula Shaker.
Tak, to również cover z moimi słowami. Ciężko mi było przetłumaczyć ten tekst, bo jest on zanurzony w religii Kryszny, natomiast próbowałem oddać klimat i przekaz utworu. Tym samym nasza interpretacja jest pochwałą życia, siły witalnej, apoteozą istnienia, gloryfikacją bytu, który przenika wszystkie zmysły. Ta nieśmiertelna siła to może dusza, duch, który wędruje, będąc wieczny, przepływa przez rzekę głębszą niż śmierć. Pod względem muzycznym zagraliśmy ten utwór szybciej niż oryginał i położyliśmy nacisk na jego refreniczność.
Osobiście lubię takie wyzwania – zrobić coś, czego jeszcze nikt nie zrobił; tak było ze wspomnianymi wcześniej przez Ciebie coverami: utworu Johna Granta po polsku nikt jeszcze nie zagrał, Boba Marleya też. Kula Shaker i nasza polska wersja ich „Govindy” również, wydaje mi się, jest pierwsza w naszym kraju.
Czy masz jakiś ulubiony utwór na tym albumie?
Jest ich kilka, z każdym jestem zresztą jakoś osobiście związany, bo każdy snuje jakąś moją prywatną historię, opowiada o moich relacjach ze śmiercią, religią, przyrodą, drugim człowiekiem. Z przemijaniem, społeczeństwem i tym wszystkim, o czym wcześniej wspominałem. Każdy jest też inny, choć łączą się ze sobą, opowiadając pewną historię człowieka, który poszukuje i który znalazł. Może, jeżeli już, wyróżniłbym „Gwiazdę”, „Dom”, „Faeton”, „Syreny”, „Powrót”. W sumie to bez sensu, bo z każdym jestem jakoś związany. Ułożone są one w takiej kolejności, by nie tylko opowiadały historię człowieka próbującego nazwać coś, co nieokreślone, człowieka, który żyje i czuje, choć codziennie staje naprzeciw nocy, naprzeciw nicości, ale pod względem muzycznym, by słuchanie nie nużyło odbiorcy. Także mamy na płycie sięganie po różne nastroje, gatunki i klimaty.
Ostatnie pytanie. Jak się ma u Ciebie pisanie tekstów do pisania wierszy.
Pisanie tekstów często jest o wiele trudniejsze, bo trzeba zachować odpowiednią rytmikę, dopasować słowa do melodii. Kiedyś, z Lesers Bend, robiliśmy czasem tak, że wykorzystywaliśmy gotowy już wiersz do utworu muzycznego i po prostu czytałem czy melorecytowałem wiersz do podkładu. Teraz wszystko robię od początku. Mam melodię, układam pod nią słowa. Do „Powrotu” pisałem tekst wiele dni; zmieniałem, wyrzucałem, szukając odpowiednich zdań. Do „Syren” tekst napisałem w pół godziny. Zatem różnie to bywa. Natomiast jeśli chodzi o tematykę i przesłanie śpiewanych przeze mnie słów mogę powiedzieć to samo, co o moich wierszach: piszę je z miłości i niechęci do świata. Z rozczarowań i uniesień. Ze zdziwień i znudzenia. Z czułości i odrazy. Z buntu i zgody na śmierć, z niepogodzenia się z czasem, sobą, z umieraniem, odchodzeniem. Piszę, by oswoić śmierć, zrozumieć miłość i szczęście. By uchwycić chwile, ale także by dać im odejść.
Zatem dziękując za rozmowę i ja odchodzę – idę spoglądać w wieczorne niebo, może znajdę spokój i szczęście, o którym mówiłeś na początku.
Polecam. Mi czasami się to udaje...